W pewien ciepły, majowy dzień
w Komorowie pozostał po nas tylko cień.
Pojechaliśmy podziwiać krajobraz górski
położony na południowym zachodzie Polski.
Po drodze się zrelaksowaliśmy
i w Lesznie na zjeżdżalni wodnej zaszaleliśmy.
W Karpaczu ciepło powitał nas pensjonat Karolinka,
który polubił każdy chłopak i dziewczynka.
Poniedziałek minął nam jak jeden sen
i zaczęliśmy podróżowania kolejny, trudny dzień.
We wtorek rano mocno się zdziwiliśmy,
kiedy stare zabawki ujrzeliśmy.
Choć powstały wieki temu,
spodobały się każdemu.
Później przenieśliśmy się do Western City,
a tam chłopcy zakupili pistolet nabity.
Było też rodeo, rzut podkową, konie i Indianie,
dla niektórych ciekawe wyzwanie.
Na koniec dnia wyrosła nam perełka baroku,
tak naprawdę nie spodziewaliśmy się takiego widoku.
Była tu ciekawa lekcja historii, religii i sztuki,
a my wynieśliśmy z niej wiele nauki.
Bazylika Cystersów w Krzeszowie
na długo pozostanie w naszej głowie.
Oj trzeci dzień to było wyzwanie,
- kto pierwszy na szczycie Śnieżki stanie.
Widząc kolejkę liniową poczuliśmy lęk wysokości,
a później już na górze bolały nas wszystkie kości.
W drodze powrotnej świątynia Wang nas zadziwiła,
która w XII wieku z Norwegii do Karpacza przybyła.
Przed wieczorem wybraliśmy się na tor saneczkowy,
który wprawił każdego w niemały zawrót głowy.
A wieczorem kręgle, bilard, piłkarzyki
i fascynujące iluzjonistyczne triki.
Następnie taki Dzień Dziecka zorganizowano,
że na wysoki Chojnik wspinać się kazano.
Ażeby jeszcze tego było mało,
trzeba było przejść przez szczelinę małą.
Później półtora kilometra pod kamienistą górę podeszliśmy
i w kaskach cudowny wodospad Kamieńczyka ujrzeliśmy.
W sztolni w Kowarach wybuch uranu przeżyliśmy
i do Parku Miniatur Budowli Dolnego Śląska szczęśliwie dotarliśmy.
Biuro podróży Gabriella przecudny wyjazd zorganizowało,
a dzięki sponsorom i rodzicom wszystko się udało.
Na śniadanie zawsze był wybór wielki,
ale niektórzy jedli tylko serdelki.
U pana Mateusza wszystko było na tak,
bo przeszedł już niejeden szlak.
Panu Krzysztofowi należą się szczególne uznania,
bo ma wspaniale opanowany manewr cofania.
Małgosia Szyszkowska przy ognisku dobrze bawiła,
a Bogusia Wszołkowska smaczne i zdrowe kanapki robiła.
Zaś Jacek Stachacz uwielbia region Dolnego Śląska,
dlatego znana jest mu każda ścieżka wąska.
A Justyna Jabłonka legendę o Kunegundzie nam przeczytała,
a potem jeszcze z tego odpytywała.
W piątek rozpoczęło się wielkie pakowanie,
a w jadalni czekało już pyszne śniadanie.
Ze smutkiem pensjonat i Karpacz żegnaliśmy
i do Wrocławia szybko się udaliśmy.
W Panoramie Racławickiej bitwę zobaczyliśmy
i dzieło Kossaka podziwialiśmy.
W Afrykarium świetnie się bawiliśmy
oraz o zwierzętach wiele się dowiedzieliśmy.
Zadowoleni do Komorowa wróciliśmy,
z mamą i tatą się przywitaliśmy
Komentarze
Komentarze publikowane pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii.