Z całej Polski napływają podobne relacje. Poszkodowani, chorzy dzwonią po pomoc, ale słyszą, że nie ma kogo wysłać na miejsce. Często dyspozytorzy informują, że trzeba długo czekać na przyjazd ratowników. Zrozpaczeni ludzie sami dowożą rannych w wypadkach do szpitali.
1 września ratownicy medyczni rozpoczęli protest. Biorą urlopy lub zwolnienia lekarskie. Karetki stoją w garażach, bo nie ma kto nimi jeździć. Zamiast nich, do wezwań, nawet drobnych, wysyłane są śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratowniczego. Taka maszyna lądująca na jezdni w Warszawie stała się już codziennym obrazkiem. Protestujący chcą wprowadzenia wielu zmian w prawie, ale najczęściej podnoszą argument za niskich płac. Rozmowy z Ministerstwem Zdrowia nic nie dały. Resort tłumaczy, że spór go nie dotyczy, bo ratownicy podwyżkę powinni negocjować z pracodawcami, czyli stacjami ratownictwa. Tyle że ich szefostwo odpowiada, że nie ma z czego wypłacić wyższych pensji, bo otrzymuje za mało pieniędzy z rządu.
Dodatkowe pieniądze
Teraz MZ się ugięło. Adam Niedzielski właśnie zapowiedział system Państwowego Ratownictwa Medycznego zostanie dofinansowany dodatkowymi 62 mln zł. Od 1 października mają obowiązywać nowe wyceny tzw. "dobokaretki" (podstawowa wycena czasu pracy zespołu medycznego). Stawka za pojazd specjalistyczny będzie wynosiła 5583 zł (obecnie to 1,4 tys. zł mniej), a za karetkę podstawową 4187 zł (wzrost o 1 tys. zł).
"To jest owoc wspólnej pracy i pracodawców, i środowiska ratowników medycznych. Te środki idą do pracodawców i to oni będą tymi środkami rozporządzać. (...) Rozmawiałem z przedstawicielami środowiska pracodawców i mam taką deklarację, że te pieniądze na pewno spowodują, że część z nich na pewno trafi do kieszeni ratowników" - dodał wiceminister zdrowia, Waldemar Kraska, ale jednocześnie zaznaczył, że wzrost płac ratowników zależy od "danej stacji pogotowia, od pracodawców".
Trzeba więcej
Jak te słowa przyjmują protestujący? Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych ocenia, że to za małe pieniądze, ale te zapowiedzi cieszą. "Teraz trzeba tylko to wyegzekwować od pracodawców. I działamy dalej, nieustająco" - ogłosili związkowcy.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, profesor Andrzej Matyja, ma poważne wątpliwości i wylicza, że na 1,6 tys. karetek przy wzroście stawki o 1 tys. zł powinno to być ponad 160 milionów złotych. "Minister jest ekonomistą, może umie lepiej liczyć. Mi, jako medykowi, wyszło to troszeczkę inaczej" - mówił ekspert na antenie TVN24 i dodał: "I jest główne pytanie: czy w tej kwocie, tak zwanej dobokaretce, to już mieszczą się wszystkie te dodatki, które w tej chwili system ratownictwa otrzymywał, czy to są dodatkowe pieniądze? Tego dzisiaj ani my, ani ja, ani myślę, że medycy, dyrektorzy szpitali nie wiedzą" - mówił niedawno.
Źródło zdjęcia: iStock
Komentarze
Komentarze publikowane pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii.