Jak się okazało, w znalezionej saszetce znajdowało się 100 tysięcy złotych - ujawniła starsza sierżant Jagoda Stanicka z lubartowskiej policji i dodaje: Dzięki znajdującym się tam dokumentom policjanci bardzo szybko skontaktowali się z właścicielem zguby. Okazał się nim lokalny przedsiębiorca, który już rozpoczynał poszukiwania pieniędzy.
Zaalarmowany biznesmen bardzo szybko przyjechał na komendę. Nie ukrywał radości z odzyskanych pieniędzy. Okazało się także, że były to środki przeznaczone na pensje dla pracowników zatrudnianych przez przedsiębiorcę. Za odzyskanie zguby podziękował uczciwemu znalazcy, którego zdążył jeszcze zastać w komendzie - dodała Stanicka.
Policja nie ujawnia, czy właściciel saszetki odwdzięczył się znalazcy w jeszcze inny sposób - chodzi o tzw. znaleźne. Jego kwestie precyzują zapisy prawa, ale wypłacenie tych pieniędzy nie jest obligatoryjne. Jak tłumaczą eksperci z kancelarii prawnej Ungier, Gliniewicz i Wspólnicy, znalazca może żądać znaleźnego w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy. Jednak roszczenie takie należy zgłosić właścicielowi przedmiotu najpóźniej w chwili wydania rzeczy osobie uprawnionej do jej odbioru.
W sytuacji, w której rzecz nie jest przechowywana przez znalazcę (znajduje się np. w Biurze Rzeczy Znalezionych), znalazca może zastrzec wobec przechowującego, że będzie żądał znaleźnego. W takim przypadku przechowujący rzecz ma obowiązek zawiadomić znalazcę o wydaniu rzeczy osobie uprawnionej do jej odbioru oraz o jej adresie zamieszkania lub siedziby, a znalazca może zgłosić żądanie znaleźnego w terminie miesiąca od dnia zawiadomienia go o wydaniu rzeczy - dodają prawnicy.
Źródło zdjęcia: iStock
Komentarze
Komentarze publikowane pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii.