Jeśli komukolwiek ambicja dyktuje potrzebę walki z wiatrakami i rozpustą, jeśli nakłada wewnętrzny obowiązek wymierzania sprawiedliwości, jeśli wreszcie ktoś marzy, by odgrywać rolę postaci przechylającej szalę, musi koniecznie kandydować na radnego, wójta czy burmistrza.
Żył sobie taki jeden pan Gumkowski w pięknym mieście Ostrów Mazowiecka. Żył sobie spokojnie, wadząc parudziesięciu osobom, pełniąc zaszczytną (i nieźle płatną) funkcję kierownika w miejscowym PeKaeSie, prowadząc taką czy inną firmę na boku. Dzięki poparciu wojewody mazowieckiego pracował sobie spokojnie bez troski o kolejny dzień. Nastały jednak czarne dni dla naszego bohatera. W wyniku niesprawiedliwości losu zmienił się wojewoda i pan Gumkowski poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Postanowił zatem nasz bohater wziąć przyszłość w swoje ręce i wspiąć się na stołek wójta w swojej rodzinnej gminie – Lubotyniu. Co jednak zrobić, by zdobyć upragnione głosy, skoro od iluś tam lat stał się flancowanym mieszczuchem i nic dla rodzinnej gminy nie robił?
Pan Gumkowski opracował wyrafinowaną strategię! Postanowił za państwowe pieniądze poprowadzić kampanię. Będąc kierownikiem PKS-u mógł sobie pozwolić (sic!) na pewne kroki. Uruchomił kilka dodatkowych tras do miejscowości w gminie Lubotyń. Niby nic, ale wszystkie te trasy były po pierwsze niedochodowe, a po drugie wysoko niebezpieczne dla autobusów, gdyż trudno wymagać od starych Autosanów i Jelczów, by dobrze się sprawowały na leśnych drogach i żwirowych traktach pomiędzy polami.
I jakoś nikogo to nie obchodzi. Ani dyrekcję tegoż PKS-u, ani wojewody, ani NIK-u, ani opinii publicznej. Jakże nazwać decyzje, które są składową bankructwa kolejnego przedsiębiorstwa państwowego? Zbrodnią?
Chyba tak, ale doskonałą, skoro nikogo to nawet nie obchodzi.
[email protected]