Lucyna urodziła się 12 sierpnia 1915 r. w Nurze jako trzecie z sześciorga dzieci Leokadii i Adolfa Grossmanów. Miała trzy siostry (to: Sabina, Zofia i Irena) i dwóch braci (Kazimierza, Antoniego). Jej rodzice pochodzili z Nura. Dziadkowie ze strony ojca byli miejscowymi rolnikami. Dziadek ze strony matki Maciej Florenty Mościcki - podporucznik powstania styczniowego - po klęsce powstania osiedlił się w Nurze. Zawsze przykładał wielką wagę do wychowania dzieci i wnuków w duchu patriotyzmu, miłości do ojczyzny. Jak silny musiał być wpływ dziadka na wychowanie wnuków, skoro Lucyna na całe życie zapamiętała jego słowa, które usłyszała, mając zaledwie pięć lat, w 1920 r.: "Patrzcie dzieci, nareszcie mamy wolną Polskę!" - czytamy w tekście Lucyny Mazur-Warchali, zamieszczonym w piątym numerze Rocznika Ostrowskiego.
Rodzice bohaterki naszej opowieści mieszkali w domu przy Rynku w Nurze, gdzie przed wojną prowadzili zakład i sklep masarski, a także małą jadłodajnię. Lucyna jako nastolatka była bardzo wysportowana, gdyż w wolnych chwilach oddawała się swoim zainteresowaniom, przejawiającym się aktywnością fizyczną. Były to jazda konno, a także pływanie i granie w piłkę z rówieśnikami. Z pewnością w pamięci dziewczyny szczególnie zapisał się rok 1937, kiedy wyszła za mąż. Jej wybrankiem został Julian Domanowski z Nura, a ślub odbył się w Warszawie, bo to właśnie tam mężczyzna był zatrudniony w pracowni krawieckiej przy ulicy Nowogrodzkiej, u brata swojej matki.
Źródło zdjęcia: Rocznik Ostrowski, zdjęcie rodziny Grossmanów z około 1937 r. Lucyna w stroju ułana stoi druga z lewej, pierwsza od lewej siedzi Leokadia Grossman - matka, pierwszy od prawej siedzi Adolf Grossman - ojciec.
Państwo Domanowscy zamieszkali przy ulicy Hożej, jednak ich dom został zniszczony podczas powstania, dlatego też postanowili wrócić do Nura i osiedlić się tu na stałe, przy ulicy Drohiczyńskiej. Historia miała jednak wymiar o wiele tragiczniejszy, gdyż wojna Lucynie Domanowskiej zabrała nie tylko dom w Warszawie, ale także rodziców.
W 1943 r. ojciec został aresztowany i osadzony jako więzień polityczny w więzieniu w Łomży. Aresztowano wtedy i innych mieszkańców Nura, Ołtarzy-Gołaczy, Strękowa, Żeber-Laskowca. Były to osoby lepiej wykształcone, pełniące różne funkcje społeczne i cieszące się ogólnym szacunkiem, dlatego niebezpieczne dla okupanta. Aresztowani przez krótki czas przetrzymywani byli w łomżyńskim więzieniu, a potem wszelki ślad po nich zaginął. Rodziny na próżno starały się wyśledzić losy swoich bliskich. Dopiero 50 lat po wojnie udało się ustalić, że zostali oni rozstrzelani w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 r. na leśnej polanie w Jeziorku koło Łomży i złożeni w zbiorowej mogile. Na liście zamordowanych zalazł się też Adolf Grossman. Aresztowano go i stracono, bo najprawdopodobniej odmówił podpisania volkslisty - napisała Mazur-Warchala.
Jak można dowiedzieć się z przytoczonego tekstu, matka Lucyny także zginęła tragicznie - została rozstrzelana w akcji okupanta, mającej charakter odwetowy. Akcja objęła pacyfikację wsi Nur, części Strękowa i części wsi Żebry-Laskowiec. Zdołano ustalić nazwiska tylko niektórych zamordowanych w tym pogromie. Wśród nich znalazło się również nazwisko Leokadii Grossman z Nura, lat 52, czyli matki naszej bohaterki.
Przygoda z biblioteką
Lucyna Domanowska nie ukończyła szkoły średniej, jednak powszechnie uchodziła za osobę inteligentną, oczytaną oraz ambitną, co można rozumieć choćby poprzez fakt, iż wkładała duży wysiłek w to, by pozyskać fachową wiedzę, która dałaby jej możliwość profesjonalnego prowadzenia biblioteki. Rzecz z pewnością ułatwiał fakt, iż książki kochała od dziecka, bo to one, jak twierdziła, w czasach, gdy nie było telewizji i radia, stanowiły największy skarb, a co warto podkreślić - nie wszyscy mieli do nich łatwy dostęp.
Źródło zdjęcia: Rocznik Ostrowski, Lucyna Domanowska z dziećmi w nurskiej bibliotece.
Praca, a w tym głównie warunki, w jakich przyszło ją wykonywać, nie były jednak łatwe, gdyż lokal biblioteczny stanowił zaledwie niewielki obszar wynajmowany w starym domu. Liczba zarejestrowanych czytelników wynosiła 18, a księgozbiór liczył około półtora tysiąca pozycji, w części niezinwentaryzowanych. By bibliotekę prowadzić sprawnie, konieczne stało się uporządkowanie jej zasobów, a pomagał jej w tym specjalnie zorganizowany młodzieżowy aktyw biblioteczny. To były pierwsze kroki Domanowskiej zmierzające do tego, by na wsi upowszechnić czytelnictwo.
Źródło zdjęcia: Rocznik Ostrowski, Gromadzka Biblioteka Publiczna w Nurze w wynajmowanym domu, lata 60.
Można nawet rzec, że jej działania stanowiły istotny wkład w odbudowę kraju po wojnie. Bo choć na pierwszy rzut oka było widać głównie zniszczenia wojenne w postaci zawalonych budynków czy zniszczonych dróg, to nie mniej istotne stało się kształtowanie ludzkiego ducha, a to robiono sukcesywnie, tak w większych, jak i mniejszych ośrodkach, m.in. za sprawą działań takich, jakie wykonywała Domanowska.
Okupant ograbił kraj nie tylko z dóbr materialnych, ale pozbawił go wielu ludzi inteligentnych i wykształconych. Kierownik nurskiej biblioteki Lucyna Domanowska bierze więc książki do koszyka i chodzi od chaty do chaty, namawiając ludzi do czytania, do zapisania się do biblioteki. Jej sprzymierzeńcami w tej czytelniczej akcji były dzieła Henryka Sienkiewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Elizy Orzeszkowej czy Bolesława Prusa. Wielu śmiało się z jej działań, uważając je za bezcelowe i niepotrzebne.
Źródło zdjęcia: Rocznik Ostrowski, chór kościelny w Nurze w latach 60., L. Domanowska stoi w drugim rzędzie czwarta od lewej.
To jednak nie zraziło pasjonatki; konsekwentnie kontynuowała swoją misję, a w celu umożliwienia mieszkańcom łatwiejszego dostępu do książek otwierała kolejne punkty biblioteczne, jednocześnie dbając o rozwój książnicy w różnych kierunkach - organizowania wystaw, konkursów bądź spotkań autorskich, a w końcu tworząc przy bibliotece nurskiej zespół teatralny przeznaczony dla aktorów amatorów. Do zespołu, jak wspominała, będąc na emeryturze, garnęli się zarówno ludzie młodzi, jak i trochę starsi, w tym dyrektor szkoły i lekarz. Wystawiano m.in. sztuki Bałuckiego, przedstawienia prezentowano także w innych miejscowościach, później za zarobione pieniądze jeżdżąc na spotkanie ze sztuką w warszawskim teatrze.
By zadbać o los kobiet...
Bardzo leżał jej na sercu los kobiet na wsi. Chciała, aby umiały zadbać o siebie, o swoje zdrowie, poprowadzić dom... Organizowała więc w bibliotece pogadanki z lekarzem, kursy gotowania, pieczenia, uprawy warzyw i ich przyrządzania, kursy kroju i szycia. Jak wspominają jeszcze starsi mieszkańcy, całe życie kulturalne ówczesnego Nura toczyło się wokół Lucyny Domanowskiej. Była społecznikiem i innych zachęcała do działania na rzecz lokalnej społeczności. Od wczesnych lat młodości śpiewała w chórze kościelnym, działała w Komitecie Rodzicielskim w Szkole Podstawowej w Nurze, była bardzo aktywną członkinią Koła Gospodyń Wiejskich, obsługiwała punkt meteorologiczny w Nurze. Zawsze zadbana, skromna, elegancka. A przecież miała także obowiązki domowe, gospodarstwo, prace polowe.
Lubiła historię, a w szczególności umiłowała sobie poznawanie tej związanej z Nurem i ziemią nurską, spisując także wspomnienia starszych mieszkańców, tworząc w ten sposób coś na kształt kroniki.
Źródło zdjęcia: Rocznik Ostrowski, Lucyna Domanowska przy pracy, lata 70.
Często wspominała, jak z profesorem Adamem Zakrzewskim z Uniwersytetu Warszawskiego i z redaktorem Borejszą zbierali legendy o Nurze - O Białym Jeziorze, nad którym podobno złe moce czuwają, strzegąc zatopionego niegdyś skarbu; o Górze Ostrożnej, usypanej ponoć ludzkimi rękami, o wielu innych dziwnych historiach związanych z ziemią nurską, która niegdyś należała do dóbr królowej Bony... Skrzętnie gromadziła wszelkie materiały dokumentujące bogatą przeszłość historyczną Nura. W artykule (brak tytułu czasopisma i daty wydania) zatytułowanym "Nurskie opowieści" redaktor Henryk Pogorzelski opisuje historyczne zainteresowania Lucyny Domanowskiej, która w bibliotece prowadziła specjalną teczkę z napisem "Materiały do kroniki ziemi nurskiej".
Autor wspomina w treści artykułu znaną nurską legendę o kramicach królowej Bony, którą poznał od bibliotekarki: Po wiosennych powodziach, gdy wody Bugu opadną i wrócą w swe koryto, na środku nurtu wyłania się sporych rozmiarów kamień. Jak głosi podanie, przekazywane z pokolenia na pokolenie, pod tym kamieniem schowane są klucze od składów królowej Bony, które ta Włoszka o handlowym zacięciu i w Nurze ponoć wybudować miała. Byli nawet tacy, co próbowali klucze te odszukać, ale bez rezultatu. Lucyna Domanowska bardzo chętnie dzieliła się swoją wiedzą o historii regionu. Opowiadała piękną, poprawną polszczyzną, z dużym ładunkiem emocjonalnym. Często powtarzała: To, co nurskie mnie boli i cieszy, i o Nurze mogę mówić bez końca...
Źródło zdjęcia: Rocznik Ostrowski, Pożegnanie z udziałem władz wojewódzkich, powiatowych i gminnych Lucyny Domanowskiej odchodzącej na emeryturę.
Za pracę otrzymywała wielokrotnie dyplomy od biblioteki powiatowej i wojewódzkiej, a w 1972 roku uczestniczyła w spotkaniu Towarzystwa Miłośników Ziemi Ostrowskiej, kiedy to otrzymała dyplom uznania za pracę nad historią swojego regionu. Została także uhonorowana została odznaką Ministra Kultury i Sztuki "Zasłużony Działacz Kultury". Na emeryturę przeszła w 1975 roku, zmarła zaś wiele lat później, w roku 2006. Pochowano ją na cmentarzu w Nurze.
Bazę do opracowania artykułu stanowiły informacje zawarte w tekście zatytułowanym Lucyna Domanowska 1915-2006, zamieszczonym w piątym numerze Rocznika Ostrowskiego: https://ludziezpasja.org/projekty/rocznik-ostrowski/.
Komentarze
Komentarze publikowane pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii.