Źródło zdjęcia: Urząd Gminy w Broku. W lesie około 3 km na pn.-wsch. od centrum Broku w okolicy wsi Kaczkowo Stare (niedaleko leśniczówki Antonowo) znajduje się pomnik - miejsce Pamięci Leśników (powstańców styczniowych) walczących z Kozakami pod Feliksowem w 1863 r.
Jastrzębowski jako inicjator powstania Zakładu Praktyki Leśnej
By lepiej zrozumieć opisane dzieje, warto "wrócić" pamięcią do roku 1860, gdy w Feliksowie z inicjatywy Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego (prof. Instytutu Rolniczo-Leśnego na Marymoncie) utworzono Zakład Praktyki Leśnej. Jastrzębowski (pomnik go upamiętniający stanął w 2004 roku w Broku) był naukowcem, przyrodnikiem i wynalazcą. Zasłynął m.in. jako autor zegara słonecznego w Łazienkach. Do dzisiaj uważa się go za protoplastę ergonomii.
Źródło zdjęcia: Maksymilian Fajans, Portret Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego, 1851-1862, licencja PD, Polona
Szczególnie dobrze znał się na roślinności leśnej. Sadzenie drzew uważał za swe posłannictwo, a Aleksander Świętochowski (publicysta, filozof) porównywał osiągnięcia Jastrzębowskiego na polu nauk przyrodniczych do tego, co w astronomii zrobił Kopernik.
Źródło zdjęcia: Urząd Gminy w Broku, pomnik upamiętniający Jastrzębowskiego, Brok.
Zadaniem szkoły uchodzącej za pierwszą/ jedną z pierwszych na tych terenach instytucję doskonalenia zawodowego dla leśników było przygotowanie do zawodu poprzez praktykę w postaci wykonywania prac pod nadzorem fachowców.
Na swój sposób był to dość nowoczesny przykład "uczelni", która miała kształcić nowe kadry leśników. W programie nauczania, oprócz przyuczenia do zawodu leśnika, znalazły się także podstawy ogrodnictwa, rolnictwa, rybactwa, pszczelarstwa i jedwabnictwa, które stanowiły ważny aspekt gospodarki leśnej. Zakład postawił także na odbudowę Puszczy Białej, która w obliczu XIX-wiecznych przemian gospodarczych była poważnie eksploatowana, a jej ostrowsko-wyszkowską część wycinano w sposób niemal rabunkowy - napisano we wspomnianym tekście.
Plan mający na celu przetrwanie dziedzictwa Puszczy Białej był ambitny, a Jastrzębowski realizował go wraz z kilkudziesięcioma uczniami. Ich działania koncentrowały się na odbudowie ubytków leśnych. Sytuacja była bardzo poważna. Dynamicznie rosły ceny drewna, którego XIX-wieczny przemysł potrzebował m.in. jako węgiel drzewny do hut... Brak drzew powodował, że odsłonięte wydmy w połączeniu z wiatrem zaczęły zagrażać polom uprawnym.
Wybuch powstania
Po pewnym czasie prace realizowane przez Jastrzębowskiego oraz jego uczelnianych "kompanów" musiały zejść na drugi plan. Zostały przesłonięte przez wybuch powstania (styczniowego). Za broń chwycili nie tylko studenci; zrobił to rzecz jasna również ich mentor, prof. Jastrzębowski.
Jednym ze studentów, którzy wzięli udział w walkach, był późniejszy słynny malarz Ludomir Benedyktowicz. Ten syn jednego ze szlacheckich posiadaczy ziemskich dołączył razem z przyjaciółmi z Zakładu do oddziału Władysława Cichorskiego, ps. "Zameczek". Bardzo szybko awansował do wyborowego oddziału Strzelców Celnych. Był to elitarny oddział wojskowy wzorowany na tzw. kentucky rifle z wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. 14 marca 1863 roku pod Feliksowem miała miejsce potyczka polskich zwiadowców z oddziałem Kozaków, który zasadził się na przejeżdżający tą drogą patrol powstańczy.
Źródło zdjęcia: zdjęcie z artykułu, Benedyktowicz jako student
Bitwa oczami studenta Benedyktowicza
Tak bitwę opisał Benedyktowicz (tekst ten został zamieszczony w artykule Michała Rastaszańskiego): 14 marca dowódca wysłał w pięć koni na rekonesans. Wypełniając ten rozkaz bardzo przykry i niebezpieczny ze względu na panujące mgły, natknęliśmy się na sotnię kozacką. Powstała walka nierówna, podczas której ubito mi konia. W tem, położeniu odpowiadając strzałami na ogień nieprzyjaciela, cofałem się pieszo w stronę pobliskiego boru, ale Moskale puścili się konno za mną, celem odcięcia mi odwrotu i wzięcia mnie żywcem. Miałem ostatni nabój w karabinie i dwa pistolety naładowane. Cofając się, mierzyłem w najbliższych Kozaków. W tej chwili, gdy celowałem, wystrzał karabinowy ze strony moskiewskiej dosięgnął mnie z odległości około czterdziestu kroków. Kula kozacka przeszyła mi lewą rękę, gruchocąc obie kości przedramienia i raniąc mi lewy bok w okolicy serca. Wskutek tej rany zatamowało mi oddech i padłem na ziemię zemdlony. Wtedy jeden z Kozaków, dopędziwszy mnie, zsiadł z konia i szablą odciął mi dłoń prawej ręki (...). Potyczka ta odbyła się we wsi Feliksowie, w pobliżu dworu ziemiańskiego, skąd przybyła mi pierwsza pomoc ze strony właścicielki dworu, która wraz ze służącą (...) przyniosła mi wina i wody, by mnie ocucić, i płótna do zatamowania krwi i pierwszego opatrunku. Dzięki odwadze i energii tej szlachetnej, polskiej ziemianki, działającej z najwyższym poświęceniem, zostałem ocalony. Owa kobieta, która zaopiekowała się Benedyktowiczem, to Nepomucena z Gembarzewskich Sarnowiczowa.
We wspomnieniach powstańca pojawiła się także dzisiejsza Ostrów Mazowiecka (kiedyś nazwy naszego miasta były różne). To właśnie tu, według relacji Benedyktowicza, został zawieziony przez miejscowego chłopa.
Na plebanii lekarze dokonali amputacji lewej ręki i opatrzyli kikut prawej. Pomimo utraty krwi i ciężkich ran, które uczyniły z niego kalekę, przyszłemu artyście udało się przeżyć. Ludomir w lazarecie polowym odzyskał zdrowie, ale jednocześnie zaczął popadać w depresję. Z powodu utraty obojga dłoni, nie mógł już myśleć o zawodzie leśnika, którego uczył się w Feliksowie. Również malarstwo, czyli jego druga pasja, wydawała się coraz bardziej odległa - napisał Michał Rastaszański.
Źródło zdjęcia: zdjęcie z artykułu, L. Benedyktowicz
Wyjście z powstańczej opresji walki nie oznaczało jednak końca kłopotów. Benedyktowicz, tak jak reszta oddziału, znajdowała się w zainteresowaniu rosyjskich żandarmów. By znaleźć powstańców, przeszukiwano różne miejscowości. Należy pamiętać, że Ludomir był poważnie ranny. Z uwagi na stan, w jakim się znajdował, postanowiono przetransportować mężczyznę do okolicznej wsi o nazwie Kamienie, gdzie formował się sekretny przyczółek powstańczy, a jego wyposażenie obejmowało szpital oraz warsztat naprawy broni.
To tam wioskowy kowal wykonał na życzenie niedoszłego leśnika dwie obręcze zakładane na przedramię, z zaciskiem, w którym można było mocować ołówek lub pędzel. "Wynalazek" pozwolił mu wrócić do dawnej pasji malarskiej i uczynić z niej swój przyszły zawód. Pomocy w karierze malarza udzielili mu jego przyjaciele. To dzięki nim wstąpił do Warszawskiej Klasy Rysunkowej, a także praktykował u Wojciecha Gersona, jednego ze znanych malarzy realistycznych. W 1868 roku Benedyktowicz otrzymał stypendium Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, które pozwoliło mu wyjechać na studia do Monachium. Miasto to uchodziło za raj dla malarzy, kształcił się tu m.in. Jan Matejko. Przyjęcie do Monachijskiej Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych nie było jednak proste, a konkurencja i selekcja były na bardzo wysokim poziomie - zaznaczono w w artykule w Roczniku Ostrowskim.
Benedyktowicz opowiadał: Zapisawszy się na kandydata, zostałem powołany wraz z innymi na próbę: w trzech godzinach trzeba było narysować całą figurę z antyku, a po południu w dwóch godzinach powtórzyć toż samo na pamięć. (...) Profesor Strähuber był bardzo zadowolony ze mnie (...) sąd jego jednak nie zapewniał mi przyjęcia, bo dopiero sesja kompetentnych miała podług wartości prób wydać stanowcze decyzje. Przez trzy dni czekałem końca z niecierpliwością. Czwartego w przedsionku Akademii pojawiła się lista za drucianą siatka - z trzydziestu kilku kandydatów trzech zostało przyjętych, a w tej liczbie, przez gromadę ciekawskich, dostrzegłem swoje nazwisko.
Artysta zamieszkał w Krakowie, gdzie realizował nie tylko swoją działalność malarską oraz literacką (napisał kilka tomów poezji). Interesował się też... szachami (był pierwszym prezesem Krakowskiego Klubu Szachistów). Rodzina i przyjaciele zwali go żartobliwie Szach-macikiem. Jeszcze przed I wojną światową wraz z rodziną wyjechał do Lwowa. Benedyktowicz doczekał odzyskania niepodległości i w II RP cieszył się dużym szacunkiem okolicznych mieszkańców.
Historia Feliksowa została częściowo zapomniana przez mieszkańców, o czym przypomniała rekonstrukcja z okazji 150-lecia powstania styczniowego. Ciągle wiemy niewiele o tamtych wydarzeniach i o działaniach powstańczych na terenie gminy Brok. Przykładowo: do dziś nie wiemy, gdzie dokładnie znajdował się dworek ziemianki, która udzieliła pomocy powstańcom, i jakie były losy mieszkańców tej posiadłości.
Jak dodał autor artykułu zamieszczonego w Roczniku Ostrowskim ciekawym unikatem okazała się odnaleziona przez niego książka pt. Paleta z mazowieckiej sosny Alicji Okońskiej. To powieść biograficzna o Ludomirze Benedyktowiczu, z 1968 roku.
Niewątpliwie historia Broku i jego okolic to szeroki temat. W swoich opowieściach o przeszłości na pewno jeszcze do niego wrócimy.
Bazę do stworzenia artykułu stanowiły informacje zawarte w drugim numerze Rocznika Ostrowskiego, w tekście Michała Rastaszańskiego: https://ludziezpasja.org/projekty/rocznik-ostrowski/.
Komentarze
Komentarze publikowane pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii.